Ze słowami już tak bywa, że im dłużej trwa cisza, tym ciężej ją przełamać.
Cześć. Żyję. Jestem. Piszę, chociaż ostatnio tylko dla siebie samej.
Ostatnie miesiące były czasem próby, szukania optymizmu w najgorszym, walki. I niestety, muszę przyznać, że już ją przegrywałam. W końcu życie, gdy dowiadujesz się, że masz uszkodzony kręgosłup, jest trochę ciężkie. Szczególnie, gdy każdego dnia budzisz się z bólem, który odbiera Ci zdolność myślenia, a codzienność musi toczyć się dalej, niezależnie od tego, czy masz siłę wstać z łóżka, czy nie.
Ale chyba wygrałam. Dzięki właściwym ludziom, wspaniałym, dobrym specjalistom. Dzięki samozaparciu. Dzięki Niemu, który opiekował się mną, niczym małym dzieckiem, przez blisko trzy miesiące, kiedy najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Dzięki iskierce nadziei, że może być lepiej - okazało się, że jest. Jest cudownie.
Po rehabilitacji znowu chodzę - bez bólu. Czasami przypomina o sobie wieczorami, znowu tocząc jad w moich żyłach, wąż schowany gdzieś pod skórą, zdradliwa część własnego organizmu. Ale nie jest to coś, z czym nie da się żyć.
Ten przydługi wywód może być tylko usprawiedliwieniem tej kilkumiesięcznej nieobecności... Ale właściwie, chciałam wam powiedzieć, jak bardzo przyziemne wydają się problemy codzienności, gdy staje się przed wizją utraty tego, co miało się za pewnik.
Bo od kiedy ból ustąpił, to chociaż smutek magicznie nie zniknął, to coraz rzadziej wydaje mi się, że to już koniec świata.
I od kiedy znowu panuję nad własnym ciałem, każdy ruch w rytm muzyki jest dla mnie jak taki mały cud.
Jestem w stanie w jakimś stopniu spojrzeć z perspektywy na to, co wydaje mi się problemem nie do przejścia i szybko poprawić fatalistyczne myślenie.
I tak, wciąż jestem emocjonalna, wciąż płaczę, wciąż kocham i nienawidzę, a niektórzy nazywają mnie z przekąsem niestabilną. Tylko, że nauczyłam się to doceniać - nawet te cechy, których w sobie nie lubię. I być wdzięczna za to, że znowu mogę czuć wszystko, wyzwolona spod wpływu mocnych leków przeciwbólowych, które przynosząc otępienie pozwalały przetrwać dzień.
Skończyłam 22 lata. Byłam na koncercie zespołu, który uwielbiam, a kolejny czeka mnie za kilka dni. Przeprowadziłam się do mieszkania, które ubóswiam. Mam cudownego mężczyznę i uroczego szczeniaczka, który chociaż gryzie wszystko co się rusza, to przynosi mi tyle radości, że aż ciężko mi sobie z nią poradzić. I mam nadzieję, że życie będzie jednak lepsze, niż to, które jeszcze pół roku temu przewidzieli dla mnie lekarze.
Bo chociaż czasem pojawiają się rzeczy, których pokonać się nie da, to zawsze można się z nimi pogodzić i próbować żyć dalej - na tyle zwyczajnie, na ile to możliwe. I czasami, chociaż wydaje się to tak nieprawdopodobne, rzeczywiście słowa "będzie dobrze" okazują się być prawdziwe.
To tyle na dziś. Przepraszam, jeśli było to zbyt osobiste czy nudne... Myślę, że teraz mogę już wrócić do tworzenia tego, co kocham - w końcu teraz będzie już tylko lepiej.
'Cause you're just a dead man walking
Thinking that's your only option
But you can flip the switch and brighten up your darkest day
Sun is up and the color's blinding
Take the world and redefine it
Leave behind your narrow mind
You'll never be the same.
Take the world and redefine it
Leave behind your narrow mind
You'll never be the same.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz