piątek, 6 kwietnia 2018

Wiosenne przemyślenia

Są ludzie, których spotkanie wiąże się z instynktownym uśmiechem na twarzy, wiosną w sercu i poczuciem, że jest się na właściwym miejscu. Niekoniecznie bliscy, chociaż to oni najczęściej wzbudzają takie uczucia, może to być pomocny nieznajomy, dobry specjalista, czy jakaś ciepła dusza spotkana przypadkiem. Osoba, która swoim zachowaniem sprawia, że dzień staje się trochę lepszy.
Są też ludzie, których ulubionym zadaniem zdaje się być utrudnianie innym życia. Ci, którzy przypilnują, by nie było Ci "za dobrze", owładnięci zazdrością, żywiący się porażką innych. I chociaż to okrutne, to zrobią wszystko, by utrudnić Ci drogę do celu. Często z uśmiechem na ustach.
Myślę, że jedną z najważniejszych umiejętności, jakie zdobyłam w ostatnim czasie, jest umiejętność ich rozróżniania. Bo ci drudzy aż za często kryją się za maską dobrych intencji i życzliwości. Prawie, jakby nie zdawali sobie sprawy, co robią... Doskonali kłamcy, idealni manipulatorzy. Budujący poczucie bliskości i zaufanie, by upewnić się, że nie będziesz miał lepiej, niż oni.
Nie zliczę, ile razy było tak, że ktoś okazywał się być właśnie takim człowiekiem, często wtedy, gdy już na dobre udało mi się mu zaufać. Może to kwestia tego, że podejmuję złe decyzje. Nie przeczę. Właśnie dlatego zdecydowałam się ufać tylko garstce najbliższych mi osób, takich, o których wiem, że będą ze mną w najcięższych sytuacjach, nie po to, by napawać się moim niepowodzeniem, lecz by pomóc mi się podnieść.
I tylko dla takich ludzi warto walczyć. Dla wiosennych uśmiechów i wzajemnego wsparcia. Dla wieczorów, o których marzymy, by trwały wiecznie.
Może najlepszym nauczycielem jest doświadczenie, sama nie wiem. Może istnieje jakaś określona liczba nieprzyjemnych sytuacji, po której człowiek nagle staje i mówi: "Tak, już rozumiem, teraz już się nie pomylę". Może trzeba swoje wypłakać, może przeżyć kilka strat, z którymi niezwykle ciężko jest się pogodzić. Może. Nie wiem. Dwudziestodwuletnia dziewczyna nie może znać odpowiedzi na takie pytania.
Wiem za to, że gdy znajdzie się człowieka, który potrafi wywołać nasz szczery uśmiech, to trzeba trzymać się go kurczowo. O takich ludzi naprawdę ostatnio ciężko w tym świecie, gdzie ciągle się gdzieś biegnie, z kimś rywalizuje, o coś walczy.
Szukajmy tych, z którymi możemy walczyć ramię w ramię, a nie się siłować.

A tak na koniec... To jest Morty. Morty, który jest psem, jest lepszym człowiekiem niż większość osób, z jakimi musiałam ostatnio mieć styczność (no, może poza gryzieniem wszystkiego, co się rusza). Brawo dla Morty'ego.

niedziela, 1 kwietnia 2018

Wielki powrót?

Ze słowami już tak bywa, że im dłużej trwa cisza, tym ciężej ją przełamać.
Cześć. Żyję. Jestem. Piszę, chociaż ostatnio tylko dla siebie samej.
Ostatnie miesiące były czasem próby, szukania optymizmu w najgorszym, walki. I niestety, muszę przyznać, że już ją przegrywałam. W końcu życie, gdy dowiadujesz się, że masz uszkodzony kręgosłup, jest trochę ciężkie. Szczególnie, gdy  każdego dnia budzisz się z bólem, który odbiera Ci zdolność myślenia, a codzienność musi toczyć się dalej, niezależnie od tego, czy masz siłę wstać z łóżka, czy nie.
Ale chyba wygrałam. Dzięki właściwym ludziom, wspaniałym, dobrym specjalistom. Dzięki samozaparciu. Dzięki Niemu, który opiekował się mną, niczym małym dzieckiem, przez blisko trzy miesiące, kiedy najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Dzięki iskierce nadziei, że może być lepiej - okazało się, że jest. Jest cudownie.
Po rehabilitacji znowu chodzę - bez bólu. Czasami przypomina o sobie wieczorami, znowu tocząc jad w moich żyłach, wąż schowany gdzieś pod skórą, zdradliwa część własnego organizmu. Ale nie jest to coś, z czym nie da się żyć.
Ten przydługi wywód może być tylko usprawiedliwieniem tej kilkumiesięcznej nieobecności... Ale właściwie, chciałam wam powiedzieć, jak bardzo przyziemne wydają się problemy codzienności, gdy staje się przed wizją utraty tego, co miało się za pewnik.
Bo od kiedy ból ustąpił, to chociaż smutek magicznie nie zniknął, to coraz rzadziej wydaje mi się, że to już koniec świata.
I od kiedy znowu panuję nad własnym ciałem, każdy ruch w rytm muzyki jest dla mnie jak taki mały cud.
Jestem w stanie w jakimś stopniu spojrzeć z perspektywy na to, co wydaje mi się problemem nie do przejścia i szybko poprawić fatalistyczne myślenie.
I tak, wciąż jestem emocjonalna, wciąż płaczę, wciąż kocham i nienawidzę, a niektórzy nazywają mnie z przekąsem niestabilną. Tylko, że nauczyłam się to doceniać - nawet te cechy, których w sobie nie lubię. I być wdzięczna za to, że znowu mogę czuć wszystko, wyzwolona spod wpływu mocnych leków przeciwbólowych, które przynosząc otępienie pozwalały przetrwać dzień.
Skończyłam 22 lata. Byłam na koncercie zespołu, który uwielbiam, a kolejny czeka mnie za kilka dni. Przeprowadziłam się do mieszkania, które ubóswiam. Mam cudownego mężczyznę i uroczego szczeniaczka, który chociaż gryzie wszystko co się rusza, to przynosi mi tyle radości, że aż ciężko mi sobie z nią poradzić. I mam nadzieję, że życie będzie jednak lepsze, niż to, które jeszcze pół roku temu przewidzieli dla mnie lekarze.
Bo chociaż czasem pojawiają się rzeczy, których pokonać się nie da, to zawsze można się z nimi pogodzić i próbować żyć dalej - na tyle zwyczajnie, na ile to możliwe. I czasami, chociaż wydaje się to tak nieprawdopodobne, rzeczywiście słowa "będzie dobrze" okazują się być prawdziwe.
To tyle na dziś. Przepraszam, jeśli było to zbyt osobiste czy nudne... Myślę, że teraz mogę już wrócić do tworzenia tego, co kocham - w końcu teraz będzie już tylko lepiej.



'Cause you're just a dead man walking
Thinking that's your only option
But you can flip the switch and brighten up your darkest day
Sun is up and the color's blinding
Take the world and redefine it
Leave behind your narrow mind
You'll never be the same.