piątek, 9 grudnia 2016

O strachu słów kilka

Grudzień to miesiąc nadziei, błyszczący światłami świątecznych iluminacji, pachnący piernikami i pomarańczami. I może jest we mnie jakaś dziecięca naiwność, ale co roku wierzę, że to czas na rzeczy niezwykłe, napisałam kilka dni temu, jak co dzień tocząc walkę z bezsennością - tym razem przynoszącą mi optymistyczne myśli. Zabawne, jak wiele w życiu zależy tylko od naszego nastawienia i tego, jak spojrzymy na otaczający nas świat.
I nie chcę tu sprzedawać nikomu motywacyjnych gadek, bo byłabym hipokrytką - sama tak często pozwalam obawom zawładnąć moimi myślami. Po prostu nie potrafię dziś pozbyć się tej myśli z głowy.
Czego my właściwie tak strasznie się boimy?
Mamy po dwadzieścia-parę lat, a wszystko, o czym myślimy, to to, że "nie wiemy". Nie wiemy, co zrobić z przyszłością, czy nasze plany i marzenia mają jakąś realną szansę się spełnić, nie wiemy co nas czeka, nie wiemy nawet co zrobimy kolejnego dnia, więc marnujemy czas na bzdury. Boimy się zacząć cokolwiek, bo nie wiemy, czy warto próbować, czy to na pewno to, co chcemy robić, nie wiemy, czy nam wyjdzie, czy się nie rozczarujemy. I nieważne czy chodzi tu o naukę nowego języka, kupienie sobie chomika czy budowanie relacji z drugą osobą - martwimy się o wszystko.
Może piszę to, bo jestem w tym śmiesznym wieku, gdzieś pomiędzy beztroskim dzieciństwem a "bezlitosną" dorosłością i nieustannie próbuję znaleźć siebie. Może piszę to, bo zbyt długo myślałam, że jestem w jakiś sposób niekompletna, niewystarczająco dobra - i szczerze? Mam tego dość. Jestem zmęczona tym, że wszyscy wokół skupiają się na najgorszej wizji tego, co może się wydarzyć. Mam dość tego, jak protekcjonalnie ludzie podchodzą do samych siebie, wybierając brak ryzyka, byle tylko żyć spokojnie, nie wychylać się. Mam dość tego, że nawet nie podejmujemy próby, poddając się na starcie.
Cholera, czego tu się bać? Czy młodość nie jest po to, żeby próbować, szukać, sprawdzać samego siebie? Kiedy niby mamy znaleźć to, czego chcemy, jeśli nie teraz? Jeżeli pozwolimy obawom decydować o naszym życiu, to jakbyśmy przegrali na starcie.
Nie zliczę ile razy w życiu zdarzyło mi się rozmawiać z jakąś piękną dziewczyną, która powtarzała, że jest nic nie warta, gruba, paskudna i nikt nigdy jej nie zechce. I ja widziałam, że naprawdę w to wierzy, naprawdę ją to boli i chciałaby się pozbyć tego myślenia, tylko nie wie jak. Bo żyjemy w społeczeństwie, w którym większość ludzi widzi w sobie tylko wady, myśli o sobie jak o najgorszym człowieku świata, skupia się na tym, czego mu brakuje, a nie tym, co jest w nim dobre. Może nie zawsze, może nie codziennie, ale w głowie wszystkich co jakiś czas pojawia się taka myśl "nie dam rady". Psychologowie mówią, że to przez negatywne komunikaty w dzieciństwie, zbyt wysokie wymagania rodziców czy traumatyczne wydarzenia - tylko prawda jest taka, że każdy z nas w pewnym momencie życia takie miał.
Kilka lat temu pewien chłopak powiedział mi, że nie podoba mu się moja talia - i od tej pory patrząc w lustro widziałam, jaka rzeczywiście jest krzywa, nie zdając sobie sprawy, że nikt normalny nie zwróci na to uwagi. Uczyniłam z tego powód do krytyki siebie, karmiąc kompleksy, myśląc "coś jest ze mną nie tak". Później ta sama osoba porównała mnie do laleczki, która nie ma do zaoferowania nic poza ładną buzią, z którą można się pokazać, bo tylko do tego się nadaje. I te słowa do niedawna spędzały mi sen z powiek, wypełniały przerażeniem, iż tak może być, chociaż w głębi serca wiedziałam, że to nieprawda. Oparłam mój obraz siebie na słowach, których jedynym celem było sprawienie bólu. Jaki to ma sens? Żaden. Tylko strasznie ciężko sobie to uświadomić.
Kobiety pamiętają zbyt wiele, szczególnie rzeczy, którymi nawet przez chwilę nie powinny się przejąć.
Strach zaszczepiają w nas inni ludzie, żeby poczuć się lepiej. Strach powstaje ze wspomnień, niewykorzystanych szans, nieprzemyślanych słów. Strach rodzi się też z ambicji i marzeń, z rzeczy ważnych. Obawiamy się porażki, utraty, własnych emocji, drżymy przed uczuciami innych, panikujemy zarówno na myśl o przeszłości, jak i tym, co nas czeka.
Czas z tym skończyć.
I tak, wiem, że sekret tkwi nie w tym, żeby wcale się nie bać. To niemożliwe, poza tym przecież podobno "jeżeli nie odczuwasz strachu na myśl o swoich marzeniach, to są one zbyt małe". Tu chodzi tylko o to, żeby nie dać się sparaliżować. Żeby poszukać w lustrze kilku zalet, zamiast skupiać się na tym, czego nienawidzimy w sobie. Żeby pomyśleć o wszystkich tych złych słowach wypowiedzianych przez nieodpowiednich ludzi - i uświadomić sobie, że to nieprawda. Żeby pokazać światu, że się myli i że potrafimy coś osiągnąć. Jeśli nie dla siebie, to może na przekór tym wszystkim, którzy mówili, że się nie uda?
Grudzień to miesiąc nadziei, błyszczący światłami świątecznych iluminacji, pachnący piernikami i pomarańczami. I może jest we mnie jakaś dziecięca naiwność, ale co roku wierzę, że to czas na rzeczy niezwykłe, napisałam kilka dni temu, jak co dzień tocząc walkę z bezsennością. Ja zamierzam się tej naiwności złapać i uwierzyć w siebie. Tak na próbę, dla zabawy, uśmiechnąć się na myśl o tym, co mnie czeka, zamiast myśleć o wszystkich rzeczach, które mogą pójść źle.
Może Ty też spróbujesz?

3 komentarze:

  1. Świetnie to wszystko ujęłaś, mimo że myślę dokładnie jak Ty, zdarzają się momenty, w których nie potrafię znaleźć swoich dobrych stron. Może to właśnie moment, by to zmienić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, każdy moment jest tak samo dobry, żeby zacząć - więc czemu nie od razu? :)

      Usuń
  2. そうですか。
    きれいでかわいいです。大好きです。元気で楽しいといいですね。
    嬉しいといいですね。^__^

    OdpowiedzUsuń