Niepościelone łóżko, stojący na stoliku kubek po herbacie, ulubiony, w kształcie hełmu Vadera. Cicho grająca muzyka, pełna energii piosenka. Zapach burzy, która zmoczyła mnie całą w drodze do domu. Oczywiście, pogoda uspokoiła się, jak tylko przekroczyłam próg mieszkania.
Gorący prysznic, jeden z tych dłuższych. Przeczytałam kiedyś, że samotni ludzie biorą dłuższe prysznice, bo zastępuje im to ciepło drugiego człowieka. Nie zastąpiło.
Twoja koszulka, która pasuje na mnie zaskakująco dobrze. Wygodna. Przez chwilę zastanawiam się, czy miałbyś coś przeciwko takiemu złodziejstwu, ale później przypominam sobie, że kupiłeś ją, bo mi się podobała. Uśmiecham się do tej myśli.
Szósty dzień. Prawie połowa za mną. Może to i nic, ludzie nie widują się miesiącami, ale uświadomiłam sobie, jak bardzo przywykłam do budzenia się obok Ciebie.
Tęsknota to takie dziwne uczucie. Nigdy nie udaje mi się dobrze ubrać jej w słowa, zawsze wydają mi się jakieś nieadekwatne. Bo przecież nie umieram, funkcjonuję, mam mnóstwo rzeczy na głowie i wszystkie z nich powoli udaje mi się zrealizować... ale jakoś tak, brakuje mi Twojej obecności. Brakuje mi parzenia dwóch herbat, a nie jednej. Nalewania dwóch kieliszków wina. Rozmów przy obiedzie. Pocałunku na dobranoc. Bezkarnego przytulania Cię przez wieki, kiedy przebudzę się w nocy ze złego snu. Nawet dźwięków tej irytującej melodii z Risena, wiesz, o którą mi chodzi. I chociaż teraz uśmiecham się, dobrze się bawię, albo ciężko pracuję, wciąż myślę, że chciałabym przeżywać wszystkie te momenty z Tobą. Nawet wtedy, kiedy panikuję z powodu egzaminów, i wiem, że jakbyś tu był, to pewnie śmiałbyś się ze mnie i mojego prywatnego, chwilowego końca świata. Ale potem mógłbyś mnie przytulić i nazwać głupolem, i tak łatwo byłoby mi wtedy się uspokoić, wiesz?
Sesja-depresja? No nic. Jeszcze cztery i będę wolna, przynajmniej do kolejnej. Chyba jednak nie jestem taka zła w działaniu pod presją, jak myślałam.
Pogodne dźwięki mojego ukulele. Naprzemiennie szarpane struny, z coraz większą precyzją. Satysfakcja. Kolejna piosenka. Już całkiem komfortowo czuję się z nowym modelem, przez co uśmiecham się delikatnie do siebie. Instrumenty zawsze zachwycały mnie swoim wyglądem, a ten jest naprawdę piękny, także w brzmieniu. W końcu nadszedł ten przełom, coś "kliknęło", jak lubię czasem nazywać takie momenty. Przez męczącą mnie od kilku dni chorobę mój głos brzmi inaczej, ale cicho śpiewam, delikatniej niż zwykle. Myślę przez chwilę, że spodobałoby Ci się, jak gram, może nawet nie byłoby mi głupio, tak jak zwykle, gdy gram przy Tobie i coś mi nie wychodzi.
Życie toczy się, ale każdy dzień jest tak niemiłosiernie długi, a zapełnienie ciągnących się chwil coraz cięższe. Trochę tak, jakbym cały czas miała w sobie jakiś ciężar, tam w środku. Wykrzesanie z siebie emocji jest trochę trudniejsze, choć nie niemożliwe. I wciąż zastanawiam się, czy Ty też o mnie myślisz tak często, jak ja o Tobie.
Tęsknić za kimś, co to właściwie znaczy? Każdy przeżywa to inaczej, niektórzy są wręcz sparaliżowani brakiem czyjejś obecności. Myślę, że wynika to z braku pewności. Bo kiedy ma się pewność co do czyichś uczuć, to można tęsknić, czekać, i chociaż czas dłuży się niemiłosiernie, to wciąż robić swoje. Nie oddawać się niepewności ani bezsensownym obawom. Najbardziej chyba boli świadomość, że tęskni się za kimś, kto nie tęskni za Tobą. W innym wypadku da się przeżyć wszystko, nawet cieszyć, uśmiechać, bo przecież niedługo wszystko wróci do swojego normalnego rytmu.
A móc tęsknić z wzajemnością? To prawdziwe szczęście.
Uśmiecham się jeszcze raz, zarzucając koszulę na ramiona. Przez burzę jest dziś chłodno.
Zakładam buty, przekręcam klucz w zamku.
Zakładam buty, przekręcam klucz w zamku.
Słuchawki. Muzyka, która towarzyszy mi wszędzie.
I'm lost to a love that's a mile wide,
Drowned in a bath of formaldehyde.
Drowned in a bath of formaldehyde.
Pewny krok. Uśmiech jakoś nie chce dziś zejść z mojej twarzy.
I'm lost to a love.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz