wtorek, 13 grudnia 2016

Zmiany

Końcówka roku. 
Wraz ze wzrostem częstotliwości, z jaką pada wśród znajomych znienawidzone pytanie "Co robimy w sylwestra?", uświadamiamy sobie, że jakiś moment naszego życia właśnie przemija. Przez myśl przechodzi wiele rzeczy - od tego, że znowu będziemy musieli nauczyć się nie mylić ostatniej cyferki pisząc datę, poprzez przerażenie z jakim odkrywamy tegoroczną ilość świeczek na urodzinowym torcie, aż po refleksje na temat tego, jak szybko zdaje się przemijać nasze życie. Coraz szybciej.
Chcemy się cofnąć, chcemy mieć więcej czasu, chcemy coś zrobić, byleby tylko uznać ten rok za udany, a nie zmarnowany. Bo przecież nie można się do tego przyznać. Nawet przed samym sobą.
Zatrzymaj się na chwilę zanim zaczniesz narzekać na to, jak jest teraz. Spójrz wstecz. Pomyśl.
Kim byłeś rok temu? Co się liczyło w Twoim życiu? O kim myślałeś przed zaśnięciem? Co napawało Cię strachem? Jakie problemy zdawały się nie do rozwiązania? Co sobie obiecywałeś? Kim chciałeś być za rok? A co najważniejsze - jak bardzo to wszystko różni się to od tego, o czym myślisz teraz?
Tylko jeden rok, czasem tyle potrzeba, żeby życie zmieniło się o 180 stopni. Najlepiej widać to, kiedy otworzymy własny dziennik, przeczytamy coś, co napisaliśmy rok temu o tej samej porze. A później dwa lata wstecz. Często otrzymujemy obraz kompletnie różnych osób, mimo tego, że zdajemy sobie sprawę z tego, że autor tych słów był tylko jeden. To trochę jak z fryzurami na starych zdjęciach - patrzymy na nie i są niesamowicie śmieszne, a kiedy je nosiliśmy, to nam się podobały (nigdy więcej grzywki na prosto, obiecuję sobie po raz kolejny, tym razem publicznie). Wydarzenia wpływają na nas, każdego dnia, po kawałeczku tworząc kogoś nowego. Takich dni jest 365. I chociaż przez większość czasu nic się nie dzieje, niekiedy zdarza się coś przełomowego - nie zawsze jako jakaś ogromna zmiana, to może być jedna myśl, jeden człowiek, jedna rozmowa, decyzja, albo szereg kilku małych kroczków stawianych w stronę zmiany. Nie wiemy nawet, które z nich odmienią nas na zawsze.
Świadomość tego, jak duże mogą być te przemiany zachodzące w nas samych trochę mnie przeraża. Boję się, że pewnego roku spoglądając wstecz zatęsknię za osobą, którą byłam, za ludźmi, których już nie ma w moim życiu, za straconymi w jakiś sposób marzeniami. I nawet jeśli teraz nie wierzę, że tak się stanie, to sam pomysł siedzi gdzieś w głębi mojej świadomości i co jakiś czas wraca. Skąd się wziął? Bo kiedy usłyszałam ostatnio, że nie wiem za wiele o życiu, straszliwie się obruszyłam i poczułam się urażona. Ale zaczęłam się też zastanawiać... i teraz myślę, że chyba nigdy nie będę wiedzieć. Biorąc pod uwagę to, jak szybko się zmieniamy i jak wiele rzeczy dopiero odkrywamy, ile jeszcze razy nastąpi w moim życiu taki przełom jak przez ostatni rok? Nie wiem, ale rozwój jest przecież lepszy niż stanie w miejscu, powtarzanie tego samego i oczekiwanie odmiennych rezultatów (Wiem co mówię, to była moja strategia na ostatnie 4 lata. Serdecznie nie polecam).
Myślę, że ja sprzed roku nigdy nie wierzyła, że będę kimś takim jak teraz. Myślę, że była koszmarnie zagubiona. Myślę, że bała się, że jej pragnienia niosą ze sobą konieczność zmian i nie miała odwagi zrobić kroku w ich stronę. Nie potrafiła tego w sobie zaakceptować, przez co nie umiała być szczęśliwa. Może nawet nie chciała być szczęśliwa? Poddanie się złym myślom jest przecież łatwiejsze.
I nagle coś pękło. Już nawet sama nie pamiętam jak. Prawda jest taka, że chyba nie chcę pamiętać. Czuję się tak, jakbym po prostu obudziła się pewnego dnia i powiedziała sobie, że to koniec. Tymczasem to wcale nie było takie łatwe. Przecież ówczesne problemy nie raz spędzały mi sen z powiek, powodowały łzy i uczucie bezradności. Teraz już nawet nie potrafię przypomnieć sobie o co chodziło. Nie mogę uwierzyć też, jak mogłam być bierna w stosunku do złych rzeczy, które się działy. Nie rozumiem tego, jak mogłam poddawać się zanim jeszcze zaczęłam, jak mogłam tak bardzo nie lubić samej siebie i tak źle się traktować. A może rozumiem? Może zrozumiałam i dlatego byłam w stanie powiedzieć dość i to zakończyć.
Spoglądając na ten rok widzę postęp, chyba pierwszy taki w moim życiu. Widzę wiele momentów poświęconych dochodzeniu do tego, czego ja chcę, i dużo sukcesów w odnalezieniu tych rzeczy. Widzę, że zaczęłam wreszcie być sobą i czuć się z tym dobrze. Przestałam zachowywać się tak, jak oczekują ode mnie ludzie... i zaczęłam od ludzi oczekiwać pewnych rzeczy, powoli ucząc się wymagać, zamiast tylko ślepo spełniać wymagania. Zamiast planować, działałam. Może trochę zbyt impulsywnie, ale i tak chciałabym, żeby tak zostało. 
Końcówka roku. 
Znowu zadajemy sobie mnóstwo pytań, szykując powoli listę rzeczy, które chcielibyśmy w sobie zmienić. I to nic, że o tych postanowieniach zapomnimy w połowie stycznia, zamieniając dietetyczną sałatkę na tabliczkę czekolady. Przecież tak przyjemnie fantazjować o tych wszystkich złych nawykach, których się pozbędziemy, właściwych decyzjach, które podejmiemy i szalonej miłości, którą w końcu uda nam się znaleźć, prawda? Mam pomysł. Zamiast marzyć o tym, co zrobimy w nowym roku, zacznijmy teraz. Zamiast składać sobie obietnice, których nie zamierzamy dotrzymać, rozejrzyjmy się z myślą "co powstrzymuje mnie dziś od spełnienia jakiegoś marzenia?" i zróbmy wszystko, żeby te rzeczy wyeliminować. Pomyślmy o tym, jak utrzymać w życiu ważnych dla nas ludzi, zamiast płakać nad tymi relacjami, które się skończyły, a zamiast użalać się nad zmarnowanym niegdyś czasem skupmy się na tym, co mamy teraz i co może sprawić, że będziemy szczęśliwi, jeśli to dostrzeżemy. 
Z takim podejściem będzie już tylko łatwiej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz